czwartek, 23 października 2014

Ogłoszenie Parafialne - KONTAKT

Kilka osób zwróciło mi uwagę, że skrzynka kontaktowa na blogu nie działa. Rzeczywiście wkradł się jakiś błąd i skrzynka musiała zniknąć.

Od dzisiaj, jeśli macie ochotę skontaktować się z nami udostępniam specjalnego maila, na którego możecie do nas pisać na adres:


                                               megiczarek@gmail.com



Odpowiemy na wszelkie Wasze pytania dotyczące naszej pracy, koni i nie tylko.


Jesień w stylu western

Dzisiaj łażąc po Midhurst złapałam się na tym, że pomimo iż siąpi deszcz wszystko wydaje mi się takie piękne. Zwłaszcza, że dzikie wino wijące się wokół okien wielu domów zmienia barwy tak, że widać niemal wszystkie kolory tęczy.

Humor mam dobry chyba dzięki mojej pracy. Mądrzy ludzie nazywają to terapią poprzez pracę, a kilka sukcesów już było.

Tia, mały cob jeżdżony przeze mnie "od zera" pojechała już do swojego domu. Wróci na wiosnę, na dalszy trening, ale najważniejsze, że właściciele są bardzo zadowoleni. Jest to pierwszy koń jakiego zajeździłam w nowym miejscu. Oczywiście szef mi pomagał na początku, a potem zawsze służył radą. Przede wszystkim jest to nauka poprzez pracę. Musiałam przestawić się trochę z układania koni pod rekreację, na układanie koni do sportu. Kilka różnic jest m.in. przy pracy w round-penie, gdy zmienialiśmy stronę, koń obracał się głową do nas. Teraz nauczyłam się, że koń powinien zmieniać stronę obracając się na zewnątrz, czyli zadem do nas. Ma to zapobiec "gubieniu" łopatki przy późniejszych zwrotach i spinach. Rzeczywiście w późniejszym treningu jest różnica.


Obecnie pracuję z 2-letnim wałachem Rio. Młody jest koniem rasy AQH i właściwie jest to pierwszy koń tej rasy, którego uczę się zajeżdżać. Oczywiście szef mnie asekuruje, a wczoraj wzięłam już wodze we własne ręce. Wcześniej za szybko odpuściliśmy asekurację i Rio źle zareagował na moją łydkę przy kłusie. Na szczęście siła odśrodkowa pozwoliła mi utrzymać się w siodle, a i młody ma jedną, podstawową zaletę - nie strzela z zadu. Ostatni tydzień cofnęliśmy się o kilka kroków, żeby przyzwyczaić młodego do łydki. Była głównie praca z ziemi, ale ze mną w siodle. Szef dawał młodemu sygnał z ziemi np. do ustąpienia od łopatki, jednocześnie ja dawałam ten sam sygnał łydką. Zadziałało.
 Zresztą Rio w ciągu kilku tygodni przeszedł znaczącą przemianę. Gdy do nas przybył nie dawał się wprowadzić do boksu, nie można go było przywiązać i wyczyścić. Założenie derki to była dzika walka, nie mówiąc już o głupim przetarciu gąbką czy czyszczeniu, a w round-penie była dzika gonitwa. Nie dało się do niego podejść. Dlatego doskonale rozumiem słowa pewnego mądrego trenera, że zawsze jak się dosiada młodego konia po raz pierwszy to jest to jak przyjęcie I Komunii Świętej. Jest to doprawdy niesamowite uczucie wsiąść na takiego "dzikusa" i patrzeć jak spokojnie wykonuje twoje polecenia. Wprawdzie czasami serce podchodzi do gardła, albo ląduje w brzuchu, ale w sumie to gdzie mi koń ucieknie w round-penie? Ot, polata sobie w kółko aż się zmęczy, a ty po prostu trzymaj się siodła.

Dzięki tym doświadczeniom czuję się nieziemsko bogata.


Oprócz pracy z młodymi, jeżdżę też na "starych wyjadaczach". Ostatnio wróciłam trochę do Pleasure i Traila dzięki Toyah, klaczy APH (American Paint Horse). Ot, po prostu klacz musi być utrzymywana w ruchu i treningu, a jest niesamowicie wdzięcznym kompanem z fantastycznym charakterem. Światu zewnętrznemu i jego dźwiękom typu strzelanie, wianie, hałasy, samochody i inne takie, okazuje swoisty "tumiwisizm" i "mnietojebizm". Dodatkowo jest pierwszym koniem jakiego poznałam, który potrafi w boksie położyć się i zasnąć tak mocno, że można ją wynieść. No i śni. Biega przez sen, albo parska, czasami cicho zarży.