czwartek, 14 maja 2015

WIELKIE WYDARZENIE - Gringo wyemigrował do Anglii


 Dokładnie tydzień temu, wieczorem nasz koń przybył z Polski do Anglii. Po trzech latach kombinowania, frustracji i tęsknoty w końcu mamy naszego rumaka przy sobie. Transport zorganizowały moja mama i Justyna Milej ze stajni Koczargi za co jestem bardzo wdzięczna. Drogę miał długą gdyż z Polski wyruszył w środę rano, przenocował w Belgii, a dotarł we czwartek wieczorem. W tym miejscu muszę zrobić reklamę ekipie transportującej Gringo www.larkowski.pl za profesjonalizm i genialne podejście do koni.






A Gringo? Wysiadł z koniowozu na lekko trzęsących się nogach, ale niespocony i spokojny. W boksie od razu zajął się sianem i zapoznawaniem z koleżanką stojącą obok. W ciągu dnia stoi w boksie na tyłach ujeżdżalni, najpierw stał obok młodego ogiera, a teraz stoi sam. Pamiętam, że w Polsce nie potrafił stać sam, rzucał się, gnoił cały boks, krzyczał. Pierwszego dnia było podobnie...ale tylko do południa, potem przyzwyczaił się i teraz nie ma z nim problemu. W ogóle w Polsce nasz koń był zazwyczaj demonizowany... że niewychowany, że boks gnoi, że awanturuje się. Wychodzi na to, że przysłali nam tutaj zupełnie innego konia. Czary jakieś, czy co?

Pierwszego dnia po przyjeździe Czarek wziął Gringo do round penu. Okazało się, że koniu nic a nic nie zapomniał. Tylko po angielsku nie rozumie, reaguje wyłącznie na polskie komendy co wzbudza tutaj wiele radości. W ogóle okazało się, że nasz rumak jest obecnie największym koniem w stajni.
 Wczoraj założyłam mu pas do lonżowania. Bryknął lekko, a potem normalnie wrócił do pracy. Myślę, że wkrótce założymy siodło i wrócimy do jazdy.





Z innych informacji - we wtorek byli właściciele Dasha. Miałam wtedy paskudny dzień, głowa mnie bolała, Gringo był bardzo niespokojny, bo po raz pierwszy wtedy stał sam, do tego miałam świadomość, że szef nie jest zadowolony z postępów Dasha. Miałam za zadanie pokazać to co się da na round penie. Bałam się, że koń będzie ze mną walczył, że będę musiała go skarcić przy właścicielach, a nie wszyscy takie rzeczy rozumieją. Miałam duże szczęście, bo Dash chodził znakomicie, nawet prawy galop dał bez wpadania do środka. Właściciele byli bardzo zadowoleni. Teraz dopiero zacznie się ostra robota...

Lulu, cuttingowa klacz, chodzi za to jak złoto i to już na wędzidle. Przewieszam się już z każdej strony, dała mi nawet kilka kroków ze mną na grzbiecie. Właściwie jest już gotowa na pełne wsiadanie.

Zapraszamy do komentowania i zadawania pytań. Nasza skrzynka kontaktowa wciąż prężnie działa - megiczarek@gmail.com